„Budapeszt to szczególny przypadek: to nie miasto, które stało się stolicą, ale stolica, która stała się miastem – pisał Roberto Salvadori w „Pejzażach miasta”. – (…) Jego podstawową cechą jest zatem młodość: istnieje dopiero od półtora wieku; swoją nazwę nosi dopiero od 124 lat.
(…) Jest młody, ale pechowy. Ponieważ urodził się i wyrósł w drugiej połowie XIX wieku, jest metropolią wyłącznie XIX-wieczną i cierpi na ów niewybaczalny brak stylu, jaki charakteryzował panujący w tamtych dziesięcioleciach eklektyczny historyzm. (…) Jest mieszaniną stylów, skłaniającą się ku efekciarstwu, z niebezpieczną tendencją do złego gustu i wszelkich rodzajów kiczu. Niewiele elegancji, ale dużo solidności i mieszczańskiej powagi. (…)
Brak stylu nie oznacza jednak braku klasy. A że Budapeszt ją ma, to nie podlega dyskusji. (…) Ducha Budapesztu nie należy szukać w takich „pomnikach” jak kościoły, pałace i muzea, ale w wiszących mostach i krytych targowiskach, w zakładach kąpielowych i olśniewających bulwarach, w dworcach i stacjach metra: całej tej nowoczesnej inżynierii, w której celuje architektura belle epoque”.
Ci, którzy już tam byli – wiedzą. Dla nich są zdjęcia. Dla tych, co pierwszy raz, trochę praktycznych informacji. Bo język węgierski – wróćmy znów do Salvadorego – „to czarna magia. Nie pozostaje nic innego, jak tylko przyglądać się miastu”.
Budapeszt to tak naprawdę Buda + Peszt + Dunaj. Kompletnie różne części miasta, połączone, a nie podzielone rzeką. Pagórkowata Buda – typowa starówka z zamkiem – kontrastuje z wielkomiejskim, XIX-wiecznym, dość ruchliwym Pesztem. Mosty są piękne i krótkie, po prostu łączą dwa brzegi, nie wyprowadzają w pole jak Trasa Siekierkowska.
PESZT
Przynajmniej kilka miejsc trzeba zobaczyć, do paru budynków zajrzeć, wejść do sklepu, przejechać się metrem. Wszystko po to, żeby trochę poczuć to miasto, posłuchać dziwnego węgierskiego języka i doświadczyć pozaprzewodnikowych przyjemności. Wszędzie nie byliśmy, ale co widzieliśmy, to nasze;-)
Parlament (Országház)
Symbol Budapesztu, a przy okazji neogotycko-neobarokowy przerost formy nad treścią. Ogromny XIX-wieczny budynek nad samym Dunajem najbardziej nieprawdopodobnie prezentuje się od zewnątrz. Raz w życiu warto jednak wejść do środka – zobaczyć przepych sali obrad, a trochę przy okazji węgierskie insygnia koronacyjne w Sali Kopułowej.
A praktycznie: warto kupić bilety przez internet. 45-minutowa wycieczka za 2200 HUF to 20 minut kontroli bezpieczeństwa i 25 minut zwiedzania, ale raz w życiu trzeba.
Wielka Synagoga (Nagy Zsinagóga)
Największa w Europie, trzecia na świecie synagoga w przedziwnym mauretańsko-bizantyńskim stylu. Trafiliśmy na żydowską Paschę, więc nie zwiedziliśmy jej w środku. Z zewnątrz wygląda niezwykle, zwłaszcza od strony dziedzińca czas zatrzymał się lata świetlne temu. Wstęp do synagogi i pobliskiego żydowskiego Magyar Zsido Muzeum kosztuje 3000 HUF.
Bazylika św. Stefana (Szent István Bazilika)
Kopuł w Budapeszcie dostatek. Ta jednak faktycznie góruje nad miastem i kryje ogromny kościół, oczywiście bardzo, bardzo, bardzo bogato zdobiony. Wejście kosztuje 1 euro lub odpowiednik tej kwoty w dowolnej walucie. Koniecznie trzeba zajrzeć do kaplicy po lewej stronie – znajduje się w niej bezcenna relikwia: dłoń pierwszego króla Węgier, św. Stefana. Plac Szent Istvan przed kościołem to bardzo tłoczne miejsce, na którym roi się od naganiaczy i handlarzy. „Poland? Bluzka 20 zloty!” – i już czujesz się jak na bazarze w Pabianicach. Niestety.
Opera (Magyar Állami Operaház)
O godz. 15 i 16 można zwiedzić gmach opery z anglojęzycznym przewodnikiem. Ta przyjemność kosztuje 2900 HUF, ale sam hol i sporą część parteru można obejrzeć za darmo (i w tej części da się bezkarnie i bezpłatnie robić zdjęcia:-) Opera znajduje się przy Andrassy utca – monumentalnej alei, przy której nie ma „zwykłych” budynków. Od placu Deak ter, niedaleko synagogi, z rozmachem prowadzi do placu Bohaterów. A pod nią – tuż pod nią, minimalnie pod ziemią – przebiega najstarsze europejskie metro (żółte) z miniaturowymi pociągami i peronami. Warto!
Zamek Vajdahunyad (Vajdahunyad vára)
Pod koniec trasy żółtej linii metra znajduje się Lasek Miejski. Taki park Skaryszewski, tyle że z wielkim neogotyckim zamkiem w środku;-) Zamek jest XX-wieczny, podobnie jak sąsiadująca z nim neobarokowa rezydencja, w której – żeby było jeszcze ciekawiej – mieści się w nim m.in. Węgierskie Muzeum Rolnictwa. Z atrakcji polecam pomnik Galla Anonima (dotknięcie pióra przywraca podobno wenę twórczą) i lody w kafejce nad sztucznym jeziorkiem. Wystarczy.
Plac Bohaterów (Hősök tere)
Ogromny, monumentalny i pusty mimo tłumu turystów. Strzeże go archanioł Gabriel stojący na 36-metrowej kolumnie, otoczony bohaterami tysiąclecia. Z jednej strony zamyka go Pałac Sztuki (ogromny, monumentalny itp.), z drugiej – Muzeum Sztuk Pięknych. Surowy klimat ociepla wielki napis „Budapest” – idealne miejsce na selfie;-)
Hala Targowa (Vásárcsarnok)
Budapeszteńska Hala Mirowska, ogromna hala targowa z mnóstwem stoisk, kramów i barów. Idealne miejsce do kupienia pamiątek. Jest tu wszystko, ale wszędzie mniej więcej to samo i w porównywalnych cenach. Salami, tokaj, palinka (lokalna wódka), papryka, a do tego magnesy na lodówkę, breloczki, etui do telefonów itd., itp. Na pierwszym piętrze trzeba spróbować węgierskiego dania – langosza. To słonawe ciasto drożdżowe smażone w głębokim tłuszczu z dodatkami typu ser, pieczarki, keczup. Kosztuje niewiele ponad 500 HUF. Hala jest otwarta od 6 do 18, w sobotę do 15, w niedzielę wcale. Dla spóźnialskich – w podziemiach dłużej czynny Aldi;-)
BUDA
Był Peszt, będzie Buda. Trochę tak jest, że Buda lepiej się prezentuje z peszteńskiego brzegu i odwrotnie. Zresztą w Warszawie chyba wygląda to podobnie;-) W Budzie trudno spotkać prawdziwego budapeszteńczyka, to miejsce do bólu turystyczne. Ale fajne, spokojniejsze niż Peszt, idealne, żeby troszeczkę zwolnić.
Kościół Macieja (Mátyás templom)
Kościół bajka. Co prawda trudno w nim znaleźć sacrum, tak jak we wszystkich świątyniach „turystycznych”, ale piękny jest ponad miarę. Sięga korzeniami XIII w., chociaż obecny budynek to XIX-wieczna rekonstrukcja. 1500 HUF kosztuje bilet wstępu, drugie tyle wejście na wieżę. Jedno i drugie – warto.
Zamek Królewski (Budavári Palota)
Przygnębiająco wielki, niepokojąco niezagospodarowany, ogromny Zamek Królewski – Budavari Palota – od strony Dunaju wydaje się jeszcze większy, niż jest w rzeczywistości. Węgrzy chyba sami nie bardzo wiedzą, co zrobić z tą budowlą. Część pomieszczeń zajmują muzea, część jest w remoncie, reszta wygląda na zostawioną w spokoju. Zamek jako taki zwiedza się tylko z zewnątrz, żeby zobaczyć wnętrze, trzeba się wybrać do muzeów – do wyboru np. Muzeum Historii Budapesztu czy Węgierska Galeria Narodowa. My zaliczyliśmy tylko ich hole.
Baszta Rybacka (Halászbástya)
Baszta Rybacka tylko wygląda na średniowieczną. W rzeczywistości pochodzi z początku XX w. i stanowi stylowy taras widokowy, podobnie jak wiele innych budowli w charakterystycznym dla Budapesztu stylu „neo” – tym razem neogotycko-neoromańskim. Fragment bliżej kościoła Macieja jest płatny (600 HUF), ale równie dobrze, a nawet lepiej, prezentują się części dostępne za darmo.
Kolejka Siklo (Budavári Sikló)
Siklo to najprostszy, najbardziej atrakcyjny, ale niekoniecznie najszybszy sposób dostania się na Wzgórze Zamkowe. Kolejka z dwoma wagonikami do wyboru – Gellert i Margit – jedzie do góry może z 5 minut, ale kolejka do kolejki ciągnie się czasem aż do mostu Łańcuchowego. Wjazd kosztuje 1200 HUF, przejazd w obie strony 1800 HUF, ale warto wracać inną trasą. Na wzgórze można też dojechać autobusem nr 16 – Siklo jest jednak wyjątkowa.
Termy Gellerta (Gellért Gyógyfürdő)
Budapeszt to podobno jedyna europejska stolica o statusie uzdrowiska, w związku z tym wizyta w tamtejszych termach powinna być absolutnie obowiązkowa. A tak naprawdę to przede wszystkim ogromna przyjemność. Łaźnie Gellerta nie należą do najtańszych – cena zależy od dnia i ewentualnych dodatkowych atrakcji, ale zawsze jest to powyżej 5000 od osoby. Tak czy inaczej – warto. Termy wyglądają jak wielki kościół z basenem w środku. Woda – od 13 (!) do 40 stopni.
Muzeum Marcepanu (Marcipán Múzeum)
Niepozorne muzeum tuż obok Baszty Rybackiej, na zapleczu kawiarni, to wystawa niesamowitych rzeczy zrobionych z marcepanu. Oranżeria pełna kaktusów, Królewna Śnieżka, Gargamel ze Smerfami, Garfield – ale także najważniejsze zabytki Budapesztu i nie tylko. Talerz, poduszka i kaktusy także. Wstęp kosztuje 400 HUF, dużo więcej wydacie na marcepanowe słodycze;-)
DUNAJ
Myślałam, że jest większy, szerszy i bardziej dostojny. A to zwykła rzeka – tylko tak wkomponowana w miasto, że bez niej trudno sobie je wyobrazić. Po Dunaju warto czymś się przepłynąć, żeby zobaczyć oba brzegi z zupełnie innej perspektywy. A pływa tam wszystko: tramwaje wodne, statki, promy, a nawet amfibie. Najbardziej ekonomiczny jest tramwaj – od poniedziałku do piątku rejs jest w cenie dobowego biletu na komunikację miejską.
Nocleg w Budapeszcie
Z nocowaniem w Budapeszcie nie ma większego problemu, nawet pomijając hotele i drogie pensjonaty. Jest sporo hosteli, ale dla kilku osób najsensowniejsze wydaje się wynajęcie apartamentu. Polecam dwie strony: Airbnb.pl albo Wimdu.pl. My wynajęliśmy dwupokojowe mieszkanie nad samym Dunajem za 50 zł od osoby za noc. Lokalizacja to ważna sprawa, zwłaszcza jeśli nie zamierzacie zostać w Budapeszcie zbyt długo. Warto trzymać się V dzielnicy (Belváros-Lipótváros) położonej nad samym Dunajem – wszędzie będzie blisko. Jedyny problem to parkingi – w dni powszednie trzeba dorzucać pieniądze do parkomatu co 3 godziny, jedynym sensownym wyjściem jest więc poszukanie w okolicy płatnego parkingu całodobowego. Właściciele wynajmowanych mieszkań zwykle w tym pomagają, ale taka przyjemność kosztuje ok. 10 euro na dobę.
Komunikacja w Budapeszcie
Jedyne, co nie ma sensu, to jeżdżenie po Budapeszcie samochodem. Wąskie jednokierunkowe uliczki są bardzo zniechęcające, zwłaszcza że komunikacja miejska hula. Na stronie internetowej BKV znajdują się wszystkie informacje o transporcie nietypowym (np. Siklo), a na BKK – cenniki, rozkłady jazdy zwykłego transportu publicznego. Najprościej pobrać ten pdf – w nim jest wszystko:-) Informacja dla leniwych: kupcie po prostu bilet dobowy, a jeśli jest Was więcej – dobowy grupowy. Kontrole biletów się zdarzają…
Koniecznie pojeździjcie też metrem – linią żółtą (to ta najstarsza w Europie), zieloną, czerwoną lub niebieską (uwaga na schody ruchome – rozwijają zawrotną prędkość!). Typowo turystyczna Budapest Card będzie się opłacała tylko tym, którzy zamierzają zwiedzać sporo wnętrz.
Wróćmy na koniec do Salvadorego: Jest w Budapeszcie „oddech wielkiego miasta, urbanistyczna ambicja haussmanowskich rozwiązań, symboliczna ceremonialność stolicy. W całym tym budowlanym ferworze brakuje tylko wybitnego architekta, który by tłumowi uczciwych projektantów budujących miasto mógł narzucić swoje pomysły”.
Może dlatego Budapeszt – choć piękny – przytłacza nadmiarem. Nadmiarem pomników, nadmiarem przepychu, blichtru i pewnej megalomanii.
Były takie czasy, kiedy z perspektywy Polski (a konkretnie PRL-u) Węgry stanowiły już Zachód. Budapeszt ze swoimi łaźniami tureckimi, z wszechobecnym stylem ck. monarchii, z całym swoim przepychem i przesadą jest teraz zdecydowanie bardziej „wschodni” niż Warszawa.
Tak czy inaczej warto go zobaczyć.
Jakieś pytania? Zapraszam🙂