Orawa
ma milion zalet i jedną wadę. Do tych pierwszych należą: prawie zupełny brak turystów, góry w sam raz na dziecięce nogi, kilogramy jagód i poziomek w lasach, życzliwi górale, tanie piwo na Słowacji i prawdziwe oscypki od prawdziwych baców. Minus to pogoda – zmienna, zaskakująca, burzowa i mglista. Jak zwykle w górach.
Nastawialiśmy się na góry i Jezioro Orawskie. Ten drugi pomysł umarł śmiercią naturalną, ponieważ woda jak w Wiśle na wysokości kolektora ściekowego i betonowe brzegi dookoła. Słowacy kąpią się w basenach, basenikach i termach, nie wyglądają na miłośników dzikich plaż. Ale w Namestowie można znaleźć hotel z basenem, w którym za kilka euro da się spędzić parę godzin z całą rodziną.
Nie wracajcie z Namestowa do Polski! Kawałek dalej znajduje się absolutny hit okolicy, czyli Oravsky Hrad. Zamek, jakiego nie widzieliście, ogromny, wielopoziomowy, stary i prawie cały udostępniony do zwiedzania. Prawdziwy zamek z duchami, księżniczkami i mnóstwem schodów, nigdy niezdobyty w walce, nie raz podstępem.
Mówiłam, że będą księżniczki:-)
Druga słowacka atrakcja jest trochę bardziej na zachód. Orawska kolejka leśna odjeżdża ze stacji Tanecnik i toczy się powoli wąziutkim torem aż do Selo Beskid, gdzie można wejść na wieżę widokową i rozejrzeć się po okolicy, o ile akurat nie pada. Padało.
A góry? Góry cierpliwie czekały, aż wrócimy, i wzięły nas w obroty. Najpierw było Pilsko z deszczem, burzą, mgłą i jeszcze raz deszczem.
Potem wydawało się, że doszliśmy do porozumienia z pogodą. Ale bardzo się myliliśmy. Sielankowa wyprawa na jagody skończyła się najpierw wielkim fochem, a potem wielką burzą. Taką jak trzeba – z piorunami i błyskawiczną ucieczką wzdłuż strumienia. Przynajmniej jest co wspominać.
Sam Korbielów, w którym mieszkaliśmy, nie zachwyca. Bardzo zwyczajna wieś, ładna, ale szału nie ma. Podobno to mekka narciarzy, więc lepiej tam pojechać latem, kiedy jest pustawo, cicho i spokojnie. Jeśli coś naprawdę warto zrobić w Korbielowie, to zjeść pyzy z mięsem w zajeździe U Kuby i nocować w Willi pod Pilskiem. Tak życzliwych gospodarzy nie spotkaliśmy chyba nigdzie, a pan Malinowski jest fantastyczny do kwadratu:-)
Na koniec jeszcze jedna knajpa – najstarsza karczma w Polsce w Jeleśni. po prostu Stara Karczma. Po prostu bardzo piękna karczma.
A jak już będziecie wracać z Orawy, wstąpcie do Żywca…
…i do Katowic🙂