Trzeba mieć fantazję, żeby zbudować szosę przez najwyższe góry w kraju, i jeszcze większą, żeby otwierać ją tylko na 3 miesiące w roku. Może dlatego Trasa Transfogaraska mogła powstać tylko w Rumunii. Ceaucescu postanowił połączyć północ z południem i dopiął swego. Koszta? Co najmniej kilkadziesiąt ofiar wśród budujących ją żołnierzy, 6 mln ton dynamitu, 27 wiaduktów, ponad 800 mostów, najdłuższy tunel w Rumunii pod – a jakże – najwyższymi górami w tym kraju. Szosa, która w założeniu miała ogromne znaczenie militarne, skończyła jako atrakcja turystyczna. Jest to jednak atrakcja pierwszej klasy.
Powiedzieć, że widoki są przepiękne, to nic nie powiedzieć. Droga jest naprawdę niesamowita, w zasadzie bezpieczna, chociaż wymagająca dwóch rzeczy: sprawnych hamulców i cierpliwości kierowcy. Znacznie ciekawsza wydaje się od strony Cartisoary. Tuż przed tunelem czeka targowisko próżności – ni to bazar, ni to wiejski odpust z ogromną ilością straganów oferujących wszystko – od kukurydzy, przez słoninę, po kapcie. Ale właśnie to miejsce jest idealnym punktem do wyjścia w góry. Pół godziny stromego podejścia wystarczy, żeby znaleźć się w Tatrach, tylko kilka razy rozleglejszych. W górze jest pięknie. Zresztą w ogóle jest pięknie.